Lubię od czasu do czasu napić się piwa, ale nigdy nie uważałem się za jakiegoś specjalnego smakosza. Po prostu jak się trafiła okazja do przepłukania ust złocistym trunkiem, to bez oporów z niej korzystałem. Piszę o tym, bo kilka dni temu dostałem do wypróbowania nowe piwo, które nie tak dawno trafiło na nasz rynek.
Zanim jednak zacznę rozpływać się nad otrzymaną paczką, słów kilka o tym jak do tego doszło.
Jakiś rok temu zarejestrowałem się na stronie, która rzekomo za frajer wysyła różne rzeczy do testowania.
To było tak mało ważne, że szybko udało mi się o tym zapomnieć, więc dużą niespodzianką był dla mnie e-mail z propozycją przetestowania nowego piwa. Oczywiście wyraziłem zgodę z nadzieją na darmową kratę jakiegoś browara i… znowu o tym zapomniałem.
Po mniej więcej miesiącu do moich drzwi zapukał… mnich. Szykując już się na rozmowę o Jezusie Chrystusie zostałem po raz kolejny zaskoczony – ów mnich wręczył mi wielką księgę z logiem przedstawiającym feniksa i tajemniczobrzmiącą nazwą Grimbergen (tak na marginesie to należy się duży plus za taką właśnie dystrybucję, bo jakby nie było niecodziennie widzi się mnicha, a jeszcze rzadziej dostaje od niego prezenty).
Jak się po chwili okazało w paczce znajdowały się trzy (smuteczek) małe piwa, pokal i kilka listów.
Wszystko to, jak się okazało jest dość sporą akcją promocyjną nowego piwa na polskim rynku jakim jest Grimbergen. Wg. opisu jest to piwo pochodzące z belgijskiego klasztoru Grimbergen, w którym receptura na piwo powstała ok. 900 lat temu i jest przekazywana z pokolenia na pokolenie, pomimo tego, iż klasztor spłonął już trzykrotnie, ale zawsze się odbudowywał tak jak feniks z popiołów, co dość barwnie jest podkreślanie przez logo feniksa na każdej możliwej części paczki.
Wszystko brzmiało aż nadto cudownie więc postanowiłem trochę poszperać w internecie i okazało się, że dystrybucją piwa zajmuje się nie kto inny jak Carlsberg Polska. No, ok, niby to tylko dystrybucja, ale powstał jakiś niesmak – jak to małe, klasztorne piwo od takiego komercyjnego giganta? No nic – szukamy dalej i kolejna ciekawostka – piwo belgijskie jest tylko z nazwy, gdyż produkowane jest we … Francji.
Well, już lekko zniesmaczony szukam dalej. Okazało się również, że piwo będzie produktem klasy „superpremium” serwowanym tylko w dobrych restauracjach w kilku większych miastach w Polsce.
Co to oznacza dla przeciętnego zjadacza płynnego chleba? Tyle, że piwo będzie pewnie w ciul drogie, ale też sugeruje to, że będzie niesamowicie smaczne.
W związku z tym pora na rozpakowanie prezentów od Carlsberga:
W środku trzy piwa, kilka listów, pokal i zaproszenie do „Bractwa Feniksa”, czyli poszukiwanie „Lajka” na fejsbuku.
Wszystko to wygląda bardzo stylowo. Piękny kielich, zaproszenie na kredowym papierze, oraz trzy brązowe butelki z ładną, dość klasyczną etykietą.
Długo nie myśląc zabrałem się za „testy” wykorzystujące moje podniebienie.
Pierwsze w kolejce było piwo „Blonde”, czyli piwo o ponoć najstarszej recepturze i najbardziej klasycznym smaku:
Kolor i konsystencja: Blonde ma piękny bursztynowo-złoty kolor, o bardzo dużej klarowności z białą, gęstą pianą.
Zapach: Intensywny, z wyczuwalnymi nutami miodu
Smak: Dość intensywny, klarowny z wyraźnymi nutami miodu, lukrecji i jakiś orientalnych przypraw. Pozostawia miły posmak na języku.
Kolejnym w teście jest „Blanche”, czyli piwo pszeniczne:
Kolor i konsystencja: Ładny, słomkowo złoty, mętne, z dość długo utrzymująca się pianą.
Zapach: Bardzo owocowy, orzeźwiający z nutami cytrusów
Smak: Bardzo orzeźwiający z wyczuwalnymi cytrusami, wanilią i przyprawami. Bardzo smaczne.
Ostatnim do „golenia” jest „Double”, czyli piwo ciemne, podwójnie warzone (cokolwiek to znaczy):
Kolor i konsystencja: ciemny, jednak wydaje mi się że zbyt jasny, jak na ciemne piwo, z gęstą pianą, która jednak nijak nie umywa się to tej kremowej znanej z Guinessa.
Zapach: Jakiś karmel, owoce, oraz coś co zachęca do wypicia kolejnego łyka
Smak: Jak dla mnie najlepsze ze wszystkich trzech – bardzo charakterystyczny,, lekko owocowy, no i ten posmak który pozostawia na języku:)
Podsumowując.
Pomimo tego, iż wiem że wszystko jest sprawną otoczką marketingową, to pijąc piwo miałem wrażenie próbować autentycznego belgijskiego piwa klasztornego. Wszystkie trzy są zupełnie różne od siebie, jednakże wszystkie są bardzo smaczne i jeśli gdybym miał jeszcze kiedyś okazję ich kosztować, zrobiłbym to z przyjemnością, jednakże jest jedno ALE.
Pomimo fajnego smaku tych piw, skłaniałbym się bardziej do odwiedzin sklepu, w którym znaleźć można lokalne browary z polski czy czech, które niczym nie będą odbiegały od prezentowanych tutaj trunków a znając życie będą trzy albo cztery razy tańsze…
Tym miłym akcentem kończę ten wywód i zabieram się do dalszych „testów”, dzięki którym ten wieczór będzie jeszcze przyjemniejszy.