Po wizycie w czystym i pachnącym Singapurze wyruszyliśmy w drogę do stolicy Malezji – Kuala Lumpur.
Postanowiliśmy spędzić tam niecałe 3 dni i spróbować „wchłonąć” to miasto.
Opcji dojazdu do KL było kilka. Mogliśmy wsiąść w samolot(ok. 250 zł), wsiąść w autobus (ok. 100 zł) i dojechać tam bezpośrednio z Singapuru. Ewentualnie „bieda opszyn” dojechać na granicę z Malezją autobusem (wybraliśmy Causeway Link CW2) za ok. 30 zł i stamtąd czyli z Johor Bharu wziąć autobus do Kuala Lumpur (ok. 25 zł). Oczywiście zgadliście, którą opcję wybraliśmy 😃 Opcję dla Janusza czyli opcję najtańszą. Nie żałujemy, mogliśmy podziwiać krajobrazy Malezji przez całą drogę. Mała porada: do autobusów w Malezji ubierajcie bluzy – pomimo, że na dworze jest ponad 30 stopni, w autobusach klima podkręcona jest do 16 stopni więc łatwo wysiąść z niego chorym… 😃
Autobusy często są opóźnione lub stoją w kilkdziesięcio-kilometrowym korku więc pamiętajcie, żeby przed taką wyprawą się najeść. My na szczęście najedliśmy się świńskich jęzorów (pomimo, że tylko Bartek uwielbia podroby, naprawdę mi smakowało) i bułeczek gotowanych na parze z nadzieniem mięsnym.
Co ciekawe popularnym trunkiem do śniadania jest… piwo, a raczej kilka lub kilkanaście piw. Singapurczycy w China Town uwielbiają piwo z rana 🙂
Po w miarę sprawnej przeprawie paszportowej na granicy, mieliśmy nadzieję, że po drodze z Singapuru do Kuala Lumpur zobaczmy jeszcze Melakkę. Spędziliśmy niestety kilka godzin czekając na autobus na dworcu w Johor Bharu. Do KL dotarliśmy późnym wieczorem. Z resztą relację z podróży z Sinagpuru do KL możecie zobaczyć poniżej (a w nim testowanie łychy spod lady) 🙂 :
System metra/pociągów Rapid KL jest bardo przejrzysty i z łatwością dotarliśmy do naszej stacji docelowej. Taki mały smaczek: ludzie przed wejściem do pociągu ustawiają się grzecznie w kilkumetrowej kolejce, robiąc miejsce dla wysiadających. Powinniśmy się od nich uczyć 🙂
Przyznam szczerze, że nie mogliśmy doczekać się trochę naszego noclegu w tym mieście bo udało nam się zarezerować przez airbnb mieszkanie z basenem infinity na dachu hotelu D’Majestic. Link: nasze najlepsze airbnb w życiu
Okazało się, że nie jest to zwykłe mieszkanie a piękny apartament ze szklanymi ścianami przez, które było widać miasto włącznie z Petronas Towers. Po prostu wow. Nie przypuszczaliśmy, że kiedykolwiek wylądujemy w takim miejscu. Ceny noclegu były bardzo konkurencyjne (100 zł/doba za cały apartament) więc każdemu polecamy taką chwilę luksusu 😉
Tego samego wieczora złapała nas wielka ulewa, sklepy były już pozamykane więc jedzenia ani widu ani słychu. Byliśmy szaleńczo głodni. Znaleźliśmy appkę, która umożliwiłaby nam zamówienie jedzenia bezpośrednio do hotelu. Jedyna otwarta knajpa – burgery. Stwierdziliśmy oookej, zamówiliśmy z lekkim żalem, że w stolicy Malezji po 23 nie było żadnej innej opcji (przynajmniej w obrębie kilometra). Po pół godzinie przyszedł sms, że zamówienie zostało anulowane i nie będzie dowiezione ze względu na pogodę. Czuliśmy, że pozostało jakieś 29 minut do czasu jak umrzemy z głodu:) Zdecydowaliśmy się na radykalny krok… Zamówiliśmy ubera i pojechaliśmy do.. McDonald. Zgrzeszyliśmy, zjedliśmy marnego fastfooda w królestwie pysznego, azjatyckiego jedzenia.
Następnego dnia pełni sił wyruszyliśmy na podbój stolicy Malezji. Oto co serdecznie polecamy zobaczyć:
Batu Caves jest to kompleks jaskiń odkrytych dopiero pod koniec XIX wieku. Po wyjściu z pociągu przywitał nas widok ogromnego (42,7 m) posągu boga wojny Kartikeya (syna Parvati i Shivy) znanego również jako Murugan. Aby dostać się do głównej jaskini o wysokości 100 m zwanej „Jaskinią Katedralną” musieliśmy pokonać schody o 272 stopniach i minąć kilka małpek blokujących wejście. W środku trwały prace konstrukcyjne. W jaskiniach ciągle powstają nowe ołtarze, figurki i inne dekoracje. Jest to miejsce pielgrzymek hinduistów. Jaskinia jest wysoka na 100 metrów więc robi wrażenie. W naszym odczuciu za dużo jednak jest ingerencji człowieka i te wszystkie dekoracje niszczą tą wyjątkowość…
Oprócz głównej jaskini można odwiedzić Dark Cave (za dodatkową opłatą 35 RM). Przed wejściem znajduje się lista setek gatunków zwierząt (gadów, płazów, pajęczaków i innych) które można spotkać w jaskinii.
Po lewej stronie od posągu Murugana widzimy kolejny posąg tym razem króla małp, Hanumana (15 m wysokości). Tam również znajduje się kolejna grota – Ramayana Cave, przedstawiająca sceny z życia boga Ramy (postrzegany jako Bóg Najwyższy).
Do jaskiń Batu możemy dostać się z Kuala Lumpur pociągiem KTM Komuter w około 40 minut. Bilet w jedną stronę kosztuje ok. 2 RM/1,75 zł.
Więcej szczegółów możecie zobaczyć tutaj:
Świątynia Thean Hou. Jest to największa Świątynia chińska w Kuala Lumpur. Najłatwiej dostać się nią uberem (ok. 15- 20 zł z centrum) gdyż stacja pociągu jest dosyć oddalona od niej, a sama świątynia znajduje się na wzgórzu. Świątynia została oficjalnie otwarta w 1989 roku. Poświęcona jest bogini morza Tian Hou. Co roku odbywa się tu ponad 5000 ślubów.
Na nas to miejsce zrobiło duże wrażenie tym bardziej, że zostaliśmy „uziemieni” tam na ponad godzinę. Złapała nas wielka ulewa, więc chowaliśmy się pod dachem obserwując ludzi modlących się w skupieniu.
Jeśli chcecie zobaczyć jak wspaniale prezentuje się świątynia w obfitym deszczu kiedy czerwone lampiony tańczą na silnym wietrze, a kilka chwil później rozświetla ją blask słońca – zapraszamy do filmu poniżej.
Petronas Towers. Te dwie wieże kojarzy chyba każdy. Jest to symbol miasta. Wieże były najwyższymi budynkami świata (452 m wysokości) od roku 1998 do 2004. Budynki są połączone przejściem/mostem o długości 58 m na poziomie 41/42. piętra. Wieże zbudowano na grząskiej ziemi przez co budowla posiada prawdopodobnie najgłębsze fundamenty na świecie (sięgające na około 150 metrów głębokości czyli około 8 pięter w głąb). Ciekawostką jest to, że każda z wież została zbudowana przez innego wykonawcę: pierwsza przez Hazama Corporations, a druga przez Samsung Constructions.
Aktualnie w środku znajduje się kilkupiętrowe centrum handlowe oraz biura. W pobliżu Petronasów znajduje się KLCC Park gdzie można odpocząć, schować się w cieniu lub zjeść przekąskę pod fontanną. Na czubek Petronas Towers można wjechać oczywiście za opłatą (ok. 80 zł).
Kampung Baru (w tłumaczeniu znaczy „Nowa Wieś”) jest kolejnym miejscem, które naprawdę warto odwiedzić będąc w stolicy Malezji. Jest to jedyna taka dzielnica w Kuala Lumpur. Leży w centrum, zaledwie niecały kilometr od wież Petronas. Od centrum oddziela ją autostrada i mur także piechotą ciężko dostać się do głównych atrakcji miasta. Nie znajdziecie tu sklepów, atrakcji turystycznych ani tłumów turystów. Zobaczycie życie codziennie mieszkańców, rozwieszone w ogródkach pranie, koguty chodzące po ulicach i nieskrępowanych ludzi owiniętych samym ręcznikiem 😉 (patrz film poniżej). Warto przejść się uliczkami Kampung Baru bo robi naprawdę wrażenie. Wydaje się, że czas tam płynie wolniej. Niewielkie „wiejskie” domki położone na tle wielkiego miasta i nowoczesnych budynków wydają się takie wyjątkowe. Podobno zamieszkują je ludzie, którzy nie zgodzili się sprzedać swojej ziemi i dlatego nie zobaczymy tam nowoczesnych wieżowców.
China Town. Do chińskiej dzielnicy warto wybrać się na obiad lub kolację. My polecamy knajpę Soong Kee’s Beef Ball Noodles serwującą przepyszne zupy z wołowiną rozpływającą się w ustach jak milka w lecie.
Można również wybrać się na targ i zrobić zakupy. Oferują naprawdę wiele podrób torebek, pasków, zegarków, ubrań, itp. Jak zmierzaliśmy w kierunku targu obok nas zatrzymał się pan na skuterze aby powiedzieć nam, żebyśmy uważali w pobliżu straganów i pochowali aparat i komórki bo łatwo można stać się tam ofiarą kradzieży. Posłuchaliśmy uprzejmego pana i byliśmy ostrożni.
Przed przyjazdem do Kuala Lumpur czytaliśmy, że można wybrać się na bezpłatne wycieczki organizowane przez miasto: https://www.malaysiavacationguide.com/kl-free-guided-walk.html jednak nikt nie odpowiadał nam na maile ani na telefon. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Bawiliśmy się przednio przez te kilka dni w stolicy Malezji. Poznaliśmy wiele przyjaznych ludzi, którzy wskazywali nam drogę, doradzali gdzie/co zjeść lub pytali w autobusie skąd jesteśmy i chcieli dowiedzieć się więcej o Polsce. Na pewno jak będzie jeszcze okazja odwidzimy to miasto, a tymczasem zapraszamy na nasze wspominki z KL:
I jeszcze łapcie kilka dodatkowych zdjęć:
Pe.