Znacie to uczucie kiedy jesteście na urlopie, siadacie w niewielkiej knajpce w nadmorskim mieście/miasteczku/wsi, zmęczeni po całodniowym zwiedzaniu odkładacie plecak i aparat na krzesło obok. Słońce jest już dosyć nisko, zaraz budynki dookoła nabiorą złotej poświaty, nastaje błogi spokój, słychać jedynie głosy lokalesów i ich sztućce, a kiedy próbujecie jedzenia i zapijacie go łykiem wina spoglądając na swojego towarzysza podróży czujecie przepływające endorfiny. Uwielbiamy to uczucie i tęsknimy za nim za każdym razem kiedy następuje dłuższa przerwa od podróży. Uczucie szczęścia, zmęczenia i zaspokajania głodu jednocześnie w niezwykle urokliwym miejscu jest jednym z flashbacków, które powracają do nas również przed snem.
Lizbona jest jednym z tych miejsc, w którym doświadczyliśmy tego uczucia. Zazwyczaj przed każdą podróżą robimy risercz i sprawdzamy jakie miejsca powinniśmy zobaczyć, czytamy o tych, które nas interesują. Z Lizboną było inaczej. Stwierdziliśmy, że będziemy spacerować po mieście ile sił w nogach, a co uda się zobaczyć to nasze. Tak na YOLO. Oczywiście w planach było skosztowanie portugalskich przysmaków, a w tym mieście jest co wybierać 😉

Jeśli zamierzacie się wybrać w sezonie wiosenno-letnim polecamy zarezerwować nocleg wcześniej, gdyż te w fajniejszych lokalizacjach rozchodzą się jak świeże bułeczki. My nocowaliśmy w hostelu w pobliżu Praca dos Restauaradores. Hostel nazywa się Pensão Elegante Lda., położony w cichej uliczce na wzgórzu, standard średni ale nie ma do czego się przyczepić. Pomimo, że łazienki były wspólne nam trafił się wanno-prysznic na środku pokoju 😀 Za 3 noce zapłaciliśmy 400zł.
Polecamy Wam zwiedzanie Lizbony w trybie „iść przed siebie i podziwiać”. A co warto zobaczyć? Spieszymy Wam z odpowiedzią 😃


MUST SEE w Lizbonie:
– Castelo São Jorge – jeden z najpiękniejszych widoków na miasto zobaczycie właśnie z zamku św. Jerzego. Wstęp na zamek to koszt 10* Euro (*w 2021 r.). Na zamku można spędzić spokojnie z 2 godziny chodząc po murach, podziwiając pawie, pijąc kawę (lub zimne piwo) w tamtejszej knajpce. Zamek zbudowany przez Maurów w XII wieku, w 1755 r. został poważnie zniszczony, a dopiero w XX wieku postanowiono przywrócić to miejsce do życia.
– Winda Santa Justa – jak już jesteśmy przy punktach widokowych, z których można podziwiać panoramę miasta, kolejnym z takich miejsc jest słynna 45 metrowa winda zaprojektowana przez Raoula Mesnier de Ponsard czyli tego samego Pana, który zaprojektował słynną wieżę Eiffla.

– Praça do Comércio wraz z pomnikiem króla Józefa I. Niegdyś znajdował się tu Pałac Królewski lecz został zniszczony we wspomnianym wcześniej trzęsieniu Ziemi w 1755 r. Plac połączony jest pięknym Łukiem Triumfalnym z najbardziej reprezentacyjną ulicą Lizbony Rua Augusta, która prowadzi do placu Rossio. Łuk Triumfalny jest również punktem widokowym do którego można wejść za niewielką opłatą.
– Plac Piotra IV a na nim kolumna Króla Portugalii. Teraz jest to miejsce spotkań, a niegdyś można tu było zobaczyć walki byków.

– Alfama – jak już się zgubić w Lizbonie to najlepiej w jej najstarszej dzielnicy czyli Alfamie. Wąskie i strome uliczki, małe sklepiki, miejscowe dzieci biegające między budynkami, szukające psa „Fufu” to kwintesencja tej dzielnicy. W czerwcu odbywa się tu (jak i w całej Lizbonie) festiwal Festiwal św. Antoniego czyli popularny Festas de Lisboa. Alfama zmienia się wtedy w wesołe i kolorowe miejsce zabawy. Jak wyglądają dekoracje możecie zobaczyć w naszym materiale poniżej.
– Katedra Sé czyli Katedra Najświętszej Maryi Panny wybudowana w 1150 roku w stylu romańskim upamiętnia wyzwolenie miasta spod władzy Maurów.

– Przejażdżka tramwajem nr 28 – Słynne żółte tramwaje są wizytówką Lizbony. My pokusiliśmy się nawet, żeby przywieźć ze sobą do Polski taki zabawkowy tramwaj. W sezonie niestety ludzie wysypują się z nich i ciężko o miejsce, ale jakby Wam się chciało i udało to taka przejażdżka stromymi i wąskimi uliczkami kosztuje 3 euro 🙂

– Dzielnica Belem – do jednej z ładniejszych okolic Lizbony można dostać się autobusem z Praça do Comércio. W Belem nie tylko odpoczniemy w pięknym parku, zjemy przepyszne Pasteis de nata z najsłynniejszej cukierni w mieście jak i rozpoczniemy długi spacer wzdłuż rzeki Tag.

– Klasztor Hieronimitów (Mosteiro dos Jerónimos) – okazały klasztor znajduje się zaraz przy głównym przystanku autobusowym. Ciekawostką jest, że sfinansowano jego budowę z pięcioprocentowego podatku, jakim były niegdyś obłożone importowane przyprawy, do których wyłączność posiadała tylko Portugalia.

– ogród Afonso de Albuquerque oraz ogród Belem – w dzielnicy Belem można napotkać kilka uroczych Parków. Są to świetne miejsca aby schronić się w cieniu i zjeść kupione nieopodal Pasteis de Belem jak i podziwiać gwieździsto ułożone ścieżki parku.
– Torre de Belem – idąc wzdłuż rzeki Tag z Belem w kierunku Starego Miasta pewne jest to, że od razu zobaczymy majestatyczną wieżę militarną z 1520 roku, która została uznana za jeden z siedmiu cudów Portugalii. Wieża niegdyś była punktem orientacyjnym dla wracających żeglaży, póżniej więzieniem, zaś po wielkim trzęsieniu ziemi zmieniła swoje położenie i znajduje się obecnie na lądzie. Ciekawostką jest, że W 1833 r. przez dwa miesiące był tu więziony generał Józef Bem, twórca Legionu Polskiego w Portugalii.

– pomnik samolotu Fairey III-F D znajdujący się w pobliżu Torre de Belem. Replika pomnika powstał na cześć pierwszego przelotu odbytego w 1922 nad południowym Atlantykiem przez dwóch portugalskich pilotów: Sacadura Cabral i Gago Coutinho. Lotnicy przelecieli ponad 8000 kmhydroplanem Fairey III-D MkII (z międzylądowaniami na Gran Canariaii i Sao Vicente w archipelagu Wysp Zielonego Przylądka). Lot uznany jest za przełomowy gdyż po raz pierwszy nawigowano go przy pomocy tzw. sztucznego horyzontu.

– Pomnik Odkrywców, upamiętniający trzydzieści trzy najbardziej zasłużone dla kraju postacie. Obecna konstrukcja została odsłonięta w 1960, czyli w pięćsetną rocznicę śmierci księcia Henryka Żeglarza. Jest zlokalizowany nad brzegiem rzeki Tag.

– Most 25 de Abril – kiedy wrzuciliśmy na instagram zdjęcie portugalskiego „mostu 25 kwietnia” z zagadką: „San Francisco czy Lizbona” połowa odpowiedziała – San Francisco 🙂 Nie bez powodu mosty są łudząco do siebie podobne, mają ten sam kolor jednak konstrukcja przęsła je różni. Ciekawostką jest to, że nad jego konstrukcją pracowała ta sama ekipa, która projektowała most w San Francisco, lecz nie Golden Gate a Bay Bridge 🙂
„Most 25 kwietnia” jest to dwupoziomowy drogowo-kolejowy most wiszący wybudowany w 1966 roku. Dziś jest szóstym, najdłuższym mostem wiszącym w Europie, a czterdziestym na świecie. Jedyną szansą aby przejść przez most na własnych nogach jest…przebiegnięcie półmaratonu w Lizbonie 🙂
– Muzyka Fado – jeśli nie załapiecie się na koncert z muzyką Fado to koniecznie posłuchajcie jej na Youtube podczas waszej podróży. Muzyka zapoczątkowana w biednych dzielnicach portowych miasta, nazywana jest portugalskim blusem. Większość utworów jest smutna i romantyczna. Mi wyjątkowo do gustu przypadł ten utwór: <klik> Kiedy wokalistka Mariza wzrusza się, ja zawsze rozklejam się razem z nią. Za każdym razem 😀
W Lizbonie znajdziecie i wiele więcej miejsc wartych zobaczenia ale myślę, że powyższa lista jest pigułką w sam raz na weekendowy wypad.
MUST EAT w Lizbonie:
– Pasteis de nata (pasteis de Belem) – portugalski przysmak czyli budyniowe babeczki w kruchutkim cieście francuskim, które podobno wymyślono w klasztorze Hieronimitów w Belem. Rozpływające się w ustach mini tarty w orginalnym przepisie dostępne są w cukierni w Belem (w pobliżu klasztoru). Niemal zawsze jest tam długa kolejka, ale warto odstać te 20 minut żeby spróbować tego przysmaku, zwłaszcza na ciepło. Pasteis de nata, które próbowaliśmy w Time Out Market są słodsze ale równie dobre.
– Bacalhau – Portugalczycy kochają dorsza, dania z bacalhau czyli solonego dorsza można zjeść niemal wszędzie, podobno jest ich 365 sposobów podania – po jednym na każdy dzień roku 😃
– Time Out Market – koniecznie odwiedźcie to miejsce będąc w Lizbonie. Zwłaszcza jeśli lubicie pojeść. Każdy znajdzie tu coś dla siebie zwłaszcza, że stoisk z jedzeniem jest kilkadziesiąt. Ryba, mięso, owoce morza, dania wege – jest tu dużo pysznych opcji. My za rybny obiad zapłaciliśmy ok. 12 Euro za osobę. Polecamy również skosztować ostryg (1,5 Euro za sztukę) bo są naprawdę świeże 🙂
– Ramiro – tej restauracji nie trzeba przedstawiać stałym bywalcom Lizbony. Przeczytacie o niej w każdym przewodniku oraz zobaczycie ją w większości programów kulinarnych np. na Netflixie;)
- Wiśniówka z A Ginjinha – będąc na placu Rossio grzechem byłoby nie wstąpić na wiśniówkę podawaną w szklanych kieliszkach. Taki „kop” słodkiego i mocnego trunku pomaga dojść pod każdą górkę w Lizbonie 😉

– Sardynki – na każdym rogu w Portugalii można zjeść te małe rybki smażone na głębokim tłuszczu podane z cytryną i świeżym pieczywem. Idealna przekąska na lunch!
A jeśli chcielibyście zobaczyć więcej tego pięknego miasta zapraszamy Was na nasze dwie relacje video:
Na sam koniec portugalskiej serii wpisów zostawiamy Wam dwie niedocenione perełki Portugalii. Ale o tym niebawem. Stay tuned:-)
Pe.