Od jakiegoś czasu panuje moda na dawanie napiwków. Wszędzie – w restauracji, kawiarni, kebabie, publicznym kiblu. I nie żeby jakoś mi to specjalnie przeszkadzało, bo sam często stosuję zasadę – „było spoko? kopsnij 10% więcej”, ale jakoś nie do końca przekonuje mnie mit, jakoby napiwek należał się zawsze.
No bo niby dlaczego?
Czy Wam ktoś płaci dodatkowy hajs jak siedzicie w pracy na tyłku i nic nie robicie? Albo podwyższa ocenę w szkole czy uczelni za sam fakt przyjścia na zajęcia? No właśnie.
Dlatego poniżej lista kilku rzeczy, za które napiwek zostaje u mnie w portfelu, a knajpy na stałe zostają wykreślone z listy odwiedzanych miejsc.
– wina kuchni
– Niby wszystko jest okej – wchodzimy do lokalu, który jest czysty, ładny i pachnący, od samego początku eskortuje nas miły i uprzejmy kelner, w tle cicho gra muzyka. Dostajemy menu, ceny są całkiem spoko, zamawiamy danie, które dostajemy po mniej więcej 20 minutach i możemy chwilę nacieszyć się tym jak całość prezentuje się na talerzu. Jesteśmy zachwyceni, bo do restauracji chodzimy raz na rok i wszystko jest tak jak powinno być. Bierzemy pierwszy delikatny kęs i nagle czujemy mocnego liścia w twarz. Nie dość, że mięso jest zimne, to jeszcze wysuszone jak podeszwa, warzywa rozgotowane i zimne jakby trzymane były w lodówce i ktoś zapomniał ich przed podaniem podgrzać w mikroweli. Ostatni ratunek – ładnie wyglądające dodatki, które okazują się tak gorące, jakby dopiero co wytaplał je ktoś w gorącej lawie. Przykro mi – z napiwku nici.
– wina kelnera
– Tutaj również wszystko spoko – wchodzimy do lokalu – ładnie, cicho, przyjemnie. stoimy i czekamy na eskortę kelnera i … nic. Dobra, spoko – miejsce potrafię znaleźć sam. Siadam i czekam. Czekam nadal. Mija 15 minut i w końcu zjawia się upragniony kelner, kładzie menu na stole i odchodzi. Spoko. Ledwo otwieram menu i zjawia się po raz kolejny oburzony, że jeszcze nie wybrałem napojów i przystawek. Proszę o chwilę czasu, a ten przestępuje z nogi na nogę i sapie, bo mu się spieszy. Zamawiam przystawki i napoje i informuję, że za chwilkę zamówię danie główne. Po kilku minutach wiem co wezmę i czekam. Czekam. Czekam nadal. I nadal kolejne 15 minut, po czym zjawia się kelner z przystawkami, napojami i pytaniem czy będę jeszcze coś chciał zamawiać. Tak, do chuja pana – będę chciał! Niby jedzenie smaczne, ale mimo wszystko – napiwku brak.
– wina lokalu
– Wchodzimy do lokalu – wita nas miły kelner – usadza, przynosi menu, wydawka trwa sprawnie a jedzenie jest smaczne. Wszystko ok? Niezupełnie – lokal jest brudny – utaplana podłoga, na dekoracjach warstwa kurzu, a kibel przypomina ten znany z klubów – wszędzie szczochy, brak deski, mydła, papieru no i uroczy zapach zaschniętej uryny – napiwku, wiadomo, nie będzie.
– wina cen
– niby wszystko spoko – kelner, lokal, jedzenie, szybkość obsługi – taki mocny standard. poza cenami. Schabowy za 90zł, ale bez dodatków, budyń na deser za 80zł, a kapuśniak na przystawkę za 50zł. Trochę za drogo – napiwku brak.
– Wszystko powyższe
– Tutaj dochodzę o klu. Kilka dni temu w Karpaczu odwiedziłem lokal, który do tej pory darzyłem sporą sympatią – kilka lat temu byłem nim zachwycony – smaczne jedzenie w przyzwoitych cenach, ładny wystrój i mili kelnerzy. Z radością chciałem zjeść tam sobotnią kolację i niestety poczułem jakby ktoś chciał mnie mocno usatysfakcjonować przy pomocy młota pneumatycznego. I to bez wazeliny. Nie dość, że kelnerki były wzdęte jakby wszystkie na raz przechodziły PMS, to dodatkowo lokal był brudny (z kiblem włącznie), ceny z kosmosu, a jedzenie… cóż – powiem tylko, że pierwszy raz zdarzyło mi się zwrócić obiad na kuchnię i poprosić o rachunek.
I nie mówię tego po to aby zawsze do wszystkiego się czepiać, ale po to, aby nie wmawiać mi, że napiwek należy się zawsze.
Otóż nie – nie należy się i nie warto poniżać się przed kimś, kto traktuje nas jak gunwo i chce wyciągnąć od nas hajs za nic.
P.S. Gdyby kogoś interesowało – szerokim łukiem radzę omijać knajpę „Jaśkowy Zapiecek” w Karpaczu – nic dobrego Was tam nie spotka.
photo credit: Alba Soler Photography via photopin cc
photo credit: lynn.gardner via photopin cc