Nigdy nie uważałem się za znawcę mody, jednak znam kilka prawideł rządzących tym światkiem.
Myśląc o modelkach zawsze do głowy przychodzą mi dwa typy:
– Modelki wybiegowe – niekoniecznie piękne, ale wysokie, z klasą, które potrafią się poruszać i sprzedać ciuch który maja na sobie
– Fotomodelki, które nie muszą być ani wysokie, ani przesadnie szczupłe, ale za to maja piękną lub oryginalną twarz od której nie można oderwać wzroku.
Dodatkowo, jeśli jesteśmy przy pokazach mody, to zawsze mam gdzieś w głowie wyobrażenie, jakoby modelki wędrowały po wybiegu, w wymuskanych kreacjach, które nie muszą być „ładne” ale zawsze są „jakieś” – albo ekstrawaganckie, albo kontrowersyjne, albo eleganckie itd.
A co się stanie jeśli na pokazie mody wystąpią „modelki” które mają mniej więcej 160 cm wzrostu, wyglądają jak przeciętne licealistki i do tego ubrane będą w wygniecione ciuchy, które nie dość że w dziewięćdziesięciu procentach przypadkach są za duże, to jeszcze wyglądają jak podprowadzone z taniego bazaru?
Cóż, miałem „przyjemność” przekonać się o tym na własnej skórze, dzięki pokazowi mody, którego nazwy nie wymienię tylko i wyłącznie z grzeczności.
Mógłbym wylać na imprezę wiadro pomyj, ale zamiast tego wystarczy mała fotorelacja…

jedyne co mnie zastanawiało to to, że organizatorzy/prowadzący byli bardziej skupieni na sobie niż modelkach czy ciuchach

nazwa pokazu odnosiła się do czarnobiałego klimatu, więc styliści postarali się o pasujące do tematu kopertówki

JEDYNE do czego nie mogę się przyczepić to makijaże – Make-up artyści starali się jak mogli żeby „modelki” jakoś wyglądały. Chwała i pokłony im za to
I jak pisałem wcześniej pokłony dla Make-up artistów, którzy jako jedyni pokazali klasę.
A na koniec małe podsumowanie pokazu, czyli to co było w nim najciekawsze: