Minął miesiąc od mojego powrotu zza wielkiej wody, więc pomyślałem że to dobry moment aby kontynuować cykl o Stanach Zjednoczonych. Moment ten najprawdopodobniej przyszedłby wcześniej, ale również miesiąc temu miała premiera GTA 5 i jakoś się nie złożyło.
Poza tym, tyle tego jest, że tak naprawdę nie miałem pojęcia od czego zacząć. Teoretycznie mógłbym wrzucić tutaj kilka fotek i mieć wyłożone, ale jakoś nie lubię robić czegoś na odpierdziel i cały cykl czekał na właściwy moment, który właśnie nadszedł.
Tytułem wstępu – na przełomie marca i kwietnia miałem okazję zobaczyć na własne oczy, to czym raczą nas wszystkie media od dziecka. Mowa tutaj o „słonecznej” (o tym czemu w cudzysłowie napiszę w ciągu najbliższych tygodni) Kalifornii, która jest pokazywana w praktycznie 80% Amerykańskich filmów, seriali, teledysków, gier itd. Mam za sobą ponad trzy tygodnie zwiedzania, fotografowania, smakowania i nasiąkania Kalifornijskiego klimatu i aby zacząć od czegoś chwytliwego, postanowiłem wypisać wszystkie rzeczy które w jakiś sposób mnie zaskoczyły, zastanowiły, albo wprowadziły w niemałe zakłopotanie.
Jeśli ktoś liczy tylko i wyłącznie na zdjęcia ładnych widoków, to może opuścić dzisiejszy wpis i wpaść tutaj za kilka dni, kiedy będę opisywał każdy punkt wycieczki, a będzie tego trochę, bo przejechaliśmy ponad 5 tysięcy kilometrów, z czego mógłby powstać niezły film drogi.
Ale do rzeczy – poniżej lista ciekawostek, które niejednego z europejczyków mogą wprawić w osłupienie:
Kible
Czyli nie ma jak to zacząć od dupy strony.
Wiem, że to dziwnie brzmi, ale serio toalety są istną kopalnią wtf’ów.
– W każdej toalecie poza papierem dostępne są nakładki na deskę klozetową. Niby pierdoła, ale zdecydowanie przydatna.
– Woda w muszlach klozetowych – każdy kibel wygląda jakby był zapchany. Wynika to z tego, że woda nie napuszcza się do zbiornika nad klozetem, tylko w samym kiblu… Może się wydawać to dziwne i na pierwszy rzut oka powodować ciągłe „podchlapki”, jednak myśląc o tym dłużej ma to sens. Powiem to najdelikatniej jak potrafię – „dwójka” nie ma czasu się rozpędzić przed spotkaniem z wodą co nie powoduje aż takich rozprysków…
– Kabiny toaletowe – coś niezrozumiałego – nie dość że każda z nich ma półmetrową szparę od spodu, to jeszcze każda jest nie wyższa niż 1.8m . No i szpara między drzwiami a kabiną – zawsze o szerokości kilku centymetrów – WHY?!?
Życie
– Przede wszystkim ludzie. Nie wiem jak to opisać, ale czuje się tam zupełnie inny klimat. Prawie każdy (niezależnie od statusu społecznego) jest uśmiechnięty, zadowolony, i ciekawy innych ludzi. W każdym sklepie, knajpie czy nawet na ulicach ludzie pytali się co u nas słychać, skąd jesteśmy, albo po prostu nas komplementowali – a to ubranie, a to tatuaże, a to pogodę – po prostu wszystko. I można o tym powiedzieć, że jest to wymuszone czy nieszczere, ale kogo to tak naprawdę obchodzi, skoro dzięki temu serio człowiek lepiej się czuje? Ale, może to też być związane z następnym punktem, czyli…
– Marihuana (dotyczy tylko stanu Kalifornia) – wszędzie, o każdej porze dnia i nocy czuć było charakterystyczny zapach zielska. Ale nic w tym dziwnego, wszakże jest ona w kalifornii jak najbardziej legalna i wszędzie dostępna.
– Mit o grubych amerykanach – tylko częściowo prawdziwy – Mieszkańcy większych miast są zadbani, zdrowi, szczupli, i ogólnie „fit”. Powiem więcej, grubych ludzi praktycznie tam nie ma. Skąd więc przekonanie o „grubej Ameryce”? Ano, przez biedniejsze rejony kraju. Im większa bieda, tym więcej grubych ludzi, więcej fastfoodów i gotowego żarcia, które wstarczy podgrzać w mikrofalówce.
– Mit o niezdrowym żarciu – tak samo jak punk powyższy – im większe zadupia tym gorsze jedzenie, a im większe miasto tym większy pierdolec na punkcie zdrowej żywności.
– Wielkość porcji w knajpach – wystarczy powiedzieć ogromne. „Zwykłe” śniadanie składa się z kilku jajek, kiełbasek, tostów francuskich (takie otoczone w omlecie), pancake’ów i nieograniczonej ilości kawy. I to wszystko dla jednej osoby.
– Kawa – obrzydliwa lura. Jedynym miejscem, gdzie można napić się dobrej kawy jest Starbucks. Nawet McDonalds podaje kawę z „dzbanka”.
– Napiwki – wszędzie, zawsze i dużo – standardowe napiwki w knajpach wahają się od 15% do nawet 50% w bardzo drogich restauracjach. Na każdym paragonie jest miejsce na ilość napiwku w procentach i tzw. total, czyli suma, jaką zapłacimy po doliczeniu napiwku.
– Ceny bez podatków – w każdym sklepie czy restauracji podawane są ceny netto, a o tym jaki w danym miejscu jest podatek dowiemy się przy kasie. Wszystko wedle zasady „to jest nasza cena, a podatek należy od państwa i nie mamy z tym nic wspólnego”
– Chleb – słodki, tostowy w niczym nie przypominający naszego pieczywa
– W każdej knajpie dostaniemy darmową wodę, z tym, że nawet w tych najlepszych restauracjach jest to woda z kranu.
– Może i większość Amerykanów nie wie gdzie leży Polska, to wszyscy wiedzą czym jest kielbasa, albo Polish hot dog.
– Miasta, które nie chcą dbać o drzewa rosnące na ulicach, po prostu je… betonują. A niby Polacy wiodą prym w „kombinowaniu”.
– Biblia w każdym pokoju hotelowym. Bez komentarza – po prostu tak jest.
– Reklamy – z jednej strony irytujące, bo lecą dosłownie co 10 minut, z drugiej strony bloki reklamowe są znacznie krótsze niż u nas, a ponadto reklamy są klasą samą dla siebie. Większość z nas widziała reklamy które są puszczane podczas superbowl (a jak nie to wystarczy wpisać w internety „reklamy superbowl”). Otóż tak wyglądają WSZYSTKIE reklamy. każda jest humorystyczna albo opowiadająca jakąś historię, a nie nasze „nasi naukowcy opracowali nowy super środek na swędzącą pochwę„. Oto mały przykład:
– Gazety sprzedawane z maszyn – kiosków tam nie uświadczysz – chcesz codzienną gazetę? załóż prenumeratę, albo leć do najbliższej maszyny z gazetami.
– Chcesz kupić broń? nie ma problemu – wystarczy że udasz się do sklepu z bronią, albo… najbliższej Biedronki (no dobra, WalMartu, ale to mniej więcej ten sam poziom co biedry).
– Chcesz zaparkować przy chodniku? Nie ma problemu, zwróć tylko uwagę na kolor krawężnika (żółty, zielony, czerwony, biały i szary – każdy oznacza co innego), plus zerknij na tabliczkę na parkomacie, no i nie zapomnij poszukać znaku z informacją o dozwolonych godzinach parkowania. Nie zwróciłeś na to uwagi? Trudno – czeka Cię wędrówka poza miasto (co najmniej 30 mil) i mandat w wysokości 500 dolarów
– Wszystko (poza wieżowcami) zrobione jest z kartonu i drewna. Serio, nawet te ładne „kamieniczki” są z drewna.
– Wszędzie bezdomni (dotyczy tylko centrum wielkich miast). To już ta smutniejsza część. Bezdomni są wszędzie, deptaki, skwery, plaże. Plusem jest to że nie są tak natrętni i agresywni jak nasi „kierownicy”.
– Jak jesteśmy przy bezdomnych, to mam pewną radę dla tych co planują odwiedzić większe amerykańskie miasta. Jeśli kiedykolwiek zobaczycie stos kostek lodu na środku ulicy, to nigdy ale to przenigdy nie próbujcie tego dotykać, skakać po tym czy nie daj boże polizać. Kostki lodu oznaczają mniej więcej tyle, że jakiś bezdomny użył chodnika jako toalety i ktoś z hotelu postanowił to zmyć właśnie – lodem…
– Ogromne dysproporcje w społeczeństwie. Z jednej strony mega drogie apartamenty, samochody i sklepy, a dwa kroki dalej bezdomni walczący o każdy kawałek hamburgera. Szczytem było, kiedy w Las Vegas na ulicy pozowała do zdjęć dziewczyna ubrana jedynie w pióra (jak z karnawału w Rio) a dosłownie krok dalej na ulicy siedział bezdomny, który zbierał na cośtam.
Komunikacja
– Drogi – Powiedzieć o nich, że są proste i szerokie to mało – autostrady mają często ponad osiem pasów i mieć kilka pięter wysokości (tak, tak – tzw. „stacki” krzyżuja ze sobą po kilka autostrad). Trzeba przy tym uważać, bo często skrajne pasy kierują na inna autostradę, a środkowe rozwidlać się na jeszcze inne. Poza obszarem większych miast autostrady mogą być proste jak drut i mogą się ciągnąć po kilkaset mil bez żadnego zakrętu. Jak dla mnie bajka.
Dodatkowa informacja – wjeżdżający na autostradę zawsze ma pierwszeństwo.
– brak zasady „prawej strony” – jedna z tych niespodzianek, które zaskoczyły mnie najbardziej. Każde skrzyżowanie, które nie ma sygnalizacji świetlnej ma znak „stop”, przy czym pierwszeństwo ma zawsze ten, który podjedzie do skrzyżowania jako pierwszy. Bez sensu? Niezupełnie, to działa i to nawet doskonale, nawet gdy krzyżują się drogi kilkupasmowe, ruch na nich przebiega płynnie, ale to w dużej mierze wiąże się z inną rzeczą, mianowicie –
– kultura jazdy. Ojezu jak tam ludzie cudownie korzystają z dróg. Nikt nie przekracza prędkości, każdy zachowuje zdrowy rozsądek, nie wyprzedza na pałę, ustępuje pierwszeństwa, a jak na drodze są jakieś niejasności (np. kto pierwszy podjechał do znaku stopu) to uczestnicy ruchu są dla siebie uprzejmi i „puszczają” innych kierowców. Zupełne przeciwieństwo do Polskich dróg.
– Sygnalizacja świetlna – zawsze za skrzyżowaniem. Coś co jest genialne w swojej prostocie. Światła są zawsze widoczne, a stając jako pierwszy na skrzyżowaniu nie trzeba się gimnastykować, żeby zobaczyć jakie światło aktualnie się pokazuje.
– Sygnalizacja świetlna na autostradach. Tak. w niektórych miejscach może się zdarzyć, że jadąc autostradą można trafić na skrzyżowanie ze światłami. Cóż, po prostu tak jest.
– Jak już jesteśmy przy autostradach, to warto wspomnieć o tym, że ich obsługa ssie. Pobocza są pełne popękanych opon, zużytych części samochodowych itd. Tego akurat nie jestem w stanie zrozumieć.
– Samochody – W dużych miastach dominują azjatyckie i europejskie sedany, a poza obszarami aglomeracji najbardziej popularne są pickupy i suv’y i to w różnorakich wariantach – małe, wielkie, zabudowane, sportowe, terenowe – amerykanie kochają wielkie samochody co widać na każdym kroku. Poza tym pełno jest tzw. nowych muscle carów, czyli mustangów, challengerów i innych wielkolitrażowych potworów, jednak aby zobaczyć jakiegoś klasyka trzeba się naprawdę postarać, lub odwiedzić niektóre dzielnice Los Angeles.
– Komunikacja miejska – praktycznie niespotykana i używana praktycznie przez bezdomnych i hipsterów, jednak mimo to zadbana i przystosowana do przewozu rowerów – wiem że może to pierdoła, ale każdy autobus miejski zaopatrzony był w bagażnik na rowery.
– służba publiczna – Policja, ratownicy medyczni, straż pożarna itd – budzą respekt, a w szczególności ich piękne, zawsze czyste i błyszczące pojazdy. Jest na co popatrzeć.
– parki narodowe – pomimo tego, że są ogromne (serio ogromne – dla przykładu sam park Yellowstone ma powierzchnię ponad 9 tysięcy kilometrów kwadratowych, czyli tyle ile połowa województwa dolnośląskiego), to do każdego zakątku da dojechać się samochodem. Oczywiście, jak ktoś chce, to są szlaki dla piechurów, jednak dla osób które do odwiedzenia kilkanaście parków w określonym czasie takie ułatwienie jest na wagę złota.
– stacje benzynowe. To, że paliwo jest tam mega tanie (stan na początek 2015 roku – $2.5 – $3.5 za galon (~3,8 litra) to wszyscy wiedzą, ale mało kto wie, że praktycznie nie sprzedają tam diesli, a jeśli już to tylko w okolicach autostrad na specjalnie oznaczonych stacjach. Aha i płatność za paliwo – zawsze przed tankowaniem, a jeśli nie możemy użyć karty kredytowej to musimy w okienku powiedzieć za jaką kwotę chcemy zatankować, zapłacić i dopiero jeśli okaże się, że zatankowaliśmy mniej, to po jakimś czasie pieniądze są zwracane na konto.
Koniec
Jezusie ile się tego nazbierało. Jak ktoś dotarł do tego momentu to serio – gratuluję wytrwałości, ale tak jak mówiłem – materiałów i wspomnień są miliardy i nie sposób zrobić to w szybki sposób.
Następnym razem zacznę pisać o samej wycieczce i obiecuję, że będzie mniej czytania i więcej zdjęć.
A tak na marginesie jeszcze jedna „ciekawostka” – Los Santos z GTA 5 jest dokładnie takie samo jak Los Angeles, ale więcej o tym opowiem w ciągu najbliższego czasu.
Ave!